Witajcie Anioły 🙂
Ostatnio obserwowałam walkę o zdobycie pieniążków na operacje oczka Jasia z Lublina. U Jasia wykryto raka oczka, groziło mu jego usunięcie. Na szczęście dzięki zaangażowaniu i ofiarności wielu ludzi Rodzice Jasia zebrali pieniążki i chyba w ostatnich dniach Jasio został zoperowany w odległej Ameryce. To co mi się podobało to to, że podczas tej akcji, w częstych relacjach Rodziców Jasia, zwracali się do czytelników określając ich Aniołami. Dzięki tym Aniołom Jasio ma szanse że będzie widział i będzie zdrowym chłopczykiem.
Ja taż mam dużo “swoich Aniołów”, każdy z Was który czyta tego bloga, jest moim Aniołem, osobą której nie jest obojętny mój los. Dziękuję Wam za to.
Co u mnie? A więc mamy Nowy Roczek. Myślałam nad podsumowaniem zeszłego. Dużo się u mnie i u nas wydarzyło. Były bardzo trudne chwile w lutym i marcu, silna niewydolność oddechowa i rurka tracho, utrata głosu. Potem trochę milsze rzeczy jak wakacje z Rodzicami, pobyt z Mamą i kuracja nad morzem. Pani Przedszkolanka i świetne zajęcia przedszkolne. W końcu przeprowadzka do mieszkania w którym tak dużo rzeczy ułatwia moim Rodzicom opiekę, spacery i przemiłe rehabilitacje w wannie z hydromasażami.
Oby Nowy Rok był trochę spokojniejszy, bardziej przewidywalny. Życzę tego sobie oraz Wam.
W drugi dzień Świąt bardzo zachorowałam. Miałam napady niezwykle intensywnego kaszlu, raz mokrego raz suchego. Miałam bardzo wysoką temperaturę, której nie udawało się obniżyć żadnymi lekami. Przy bardzo dużej temperaturze Rodzice ochładzali mnie kładąc do wanny z letnią wodą. Czy to w dzień, czy nocą jeśli temperatura była powyżej 39 st, lądowałam w wannie. I wcale nie sprawiało mi to przyjemności. Miałam też wymioty i nie trawiłam jedzonka. Rodzice nie mogli sobie poradzić z moim kaszlem. Wybudzał mnie bardzo, nie dawałam spać w nocy. Znowu wróciły duszności i sinienia, rodzice podawali mi tlen. Bardzo baliśmy się, aby nie przerodziło się to w zapalenie płuc, które może być dla mnie bardzo groźne. Tydzień po Świętach był bardzo trudny, ale jakoś przetrwaliśmy. Zaraz potem złapałam rota wirusa, bolał mnie brzuszek i zbierało mnie na wymioty. Na szczęście jest już w miarę normalnie. Przesypiam większość nocy, w dzień mam ochotę na zabawę. Oby jak najdłużej.
Chciałam Wam jeszcze napisać o jednej rzeczy, która poruszyła mnie i moich Rodziców. W święta dowiedzieliśmy się, że synek naszych znajomych ma zdiagnozowany nowotwór umiejscowiony w okolicach płucek. Tymek na ok 2,5 lat, jest pogodnym i uśmiechniętym chłopcem. Bardzo się tą informacją przejęliśmy, dużo się modliliśmy i nadal modlimy za Tymka. Tymek jest już po pierwszej chemii, teraz pewnie w trakcie drugiej. Proszę z Was o trzymanie kciuków za tego chłopczyka, kto może niech się pomodli 🙂
Przecież Wy Anioły możecie bardzo wiele…