Lato, jesień i ja

Drodzy

Powracam chyba po najdłuższej przerwie, jaka mi się przytrafiła od czasu jak zaczęliśmy prowadzić tego bloga. Trudno powiedzieć dlaczego tak rzadko udaje się ostatnio coś napisać. Być może dlatego, że mam już prawie 6 latek i wymagam coraz więcej uwagi i zaangażowania. A może dlatego, że tak bardzo pragnę towarzystwa i uwagi że Rodzice nie mają serca mi jej odmówić J

Lato było cudowne. W te wakacje zdrówko mi dopisało. Udało się nie złapać żadnej infekcji, nie miałam alerg,dobrze spałam i miałam dużo sił.

Nasz pierwszy pobyt nad morzem trwał prawie 3 tygodnie. Przez tydzień była z nami Babcia Grażynka z dziadkiem. Jak były pogodne dni to spędzaliśmy czas na plaży, jak trochę wiało i padało dużo spacerowaliśmy. Potem dołączył do nas Tata i spędziliśmy razem kolejne 2 tygodnie. Ważne, że dużo czasu spędziłam na dworze i „najodowałam” się bardzo. Pierwszy raz jechałam pociągiem, co było dla mnie wielkim przeżyciem.

Udało się jak najbardziej intensywnie wykorzystać lato, słoneczko i ciepłe długie dni. Chodziłam na spacery i przed południem i zawsze po spaniu. Spędziliśmy dużo czasu na podwórku u babci Grażynki i dziadka Wiesia. Godzinami huśtałam się na huśtawce, lub leżałam na leżaczku. Tata czasami zabierał mnie ze sobą do lasu, gdzie byłam jego osobistym trenerem biegania.

Jeden weekend spędziliśmy w odwiedzinach u dziadzia Józia i pradziadka Cześka. Tato bardzo chciałby, aby udawało nam się odwiedzać Parczew częściej, ale nie zawsze jest to łatwe. W Parczewie spotkałam Julkę i Zuzię, urocze dziewczynki kolegi taty.

We wrześniu pojechałam z Rodzicami znowu nad morze. Pogoda była o wiele lepsza niż w czerwcu. Było znowu dużo spacerów, leniuchowania i biegania z tatą.

Niestety, po powrocie z nad morza pogoda szybko się skończyła. Przestalam tak często wychodzić na dworek. Zrobiło się wietrznie i nieprzyjemnie. To koniec moich tegorocznych spacerów, i zostaliśmy z Mamą uziemione do wiosny.

Na początku listopada zaczęłam się gorzej czuć. Szybko się męczyłam, dostawałam skurczy oskrzeli. Zaczynałam świstać przy oddychaniu. Chyba dopadła mnie jakaś alergia, którą staraliśmy się zwalczyć długimi inhalacjami i podłączonym tlenem. Potem dopadła mnie trzydniówka i jeszcze inny wirus. Na szczęście teraz czuję się  lepiej i mam nadzieję, że żadne choróbsko się do mnie nie przyczepi tej zimy.

Także dni schodzą mi na dużej ilości zabawy i pracy z Panią Renią, masażach i zabawach z rodzicami. W zasadzie nie wychodzę na dwór, chyba że w głębokiej gondoli rodzice zawożą mnie do Babci i Dziadka.

Całuję Was bardzo mocno i jak zwykle obiecuję poprawić się i częściej odzywać. Zbliżają się moje imieniny, więc na pewno będzie o czym pisać.

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s